sobota, 31 maja 2008

Chrońcie swoją prywatność, czyli nie tylko o Naszej Klasie cd.

Jak wspomniałem poprzednio, reklamodawcy wymagają informacji.

A jak wiadomo, kto ma informację, ten ma władzę.

Płeć, wiek, adres, stan cywilny, wykształcenie to cenne dane, które powinny i MUSZĄ być chronione!

Dodatkowo, to co kupujemy, na co wydajemy pieniądze (i ile), gusta kulinarne, artystyczne, polityczne - to wszystko ma znaczenie!

Tak na marginesie -
pojawiła sie firma oferująca - na razie tylko w Wielkiej Brytanii - możliwość śledzenia trasy (przemieszczania się) klientów w centrach handlowych za pomocą monitorowania sygnałów wysyłanych przez telefony komórkowe do stacji bazowych. Przy pomocy tego rozwiązania można określić, kiedy ludzie wchodzą do centrum handlowego, jakie sklepy odwiedzają, jak długo tam przebywają itp. Nie są zbierane dane osobowe o indywidualnych abonentach, a jednak... tak jakoś dziwnie mi się zrobiło po przeczytaniu artykułu na ten temat kilka dni temu w Dzienniku Polska...

Wracając do marketingu on-line.

Problem ze znalezieniem właściwego balansu między chęcią zaspokojenia potrzeb reklamodawców i udostępnieniem im jak najwięcej danych o użytkownikach serwisu, a koniecznością zabezpieczenia wrażliwych danych osobowych istnieje i jest palący.

NaszaKlasa miała z tym problem na początku i wprowadziła pewne dodatkowe metody ochrony informacji. Czy wystarczające? Nie jestem przekonany.

Problem miały inne serwisy, np. ostrej krytyce poddany został serwis News Feed Facebook'a dostarczający wszystkim zainteresowanym informacji o zamianach w profilach konkretnego użytkownika.

Szereg nowatorskich serwisów, takich jak Twitter koncentruje się na dostarczaniu informacji o tym, co porabiają inni, ale musi to być za ich zgodą i pod ścisłą kontrolą. Podobnie serwisy służące do szukania ludzi w sieci (i nie tylko) korzystać mogą z wrażliwych (niekoniecznie zresztą zweryfikowanych) informacji.

Serwisy społecznościowe są potencjalnie wspaniałym źródłem ciekawych danych, zwłaszcza, że wiele nieświadomych niebezpieczeństw osób zamieszcza tam informacje, którymi nigdy w życiu nie podzieliła by się z sąsiadem :-)

Typowe problemy do załatwienia to:

* Jasne informowanie użytkownika o zagrożeniach i umieszczanie informacji na serwerze tylko za jego wyraźnie i świadomie wyrażoną zgodą;

* umożliwienie pełnej kontroli użytkownikom nad umieszczanymi przez nich danymi - nad tym co zamieszczają, gdzie, komu i pod jakimi warunkami to się wyświetla itp.
Zaobserwowano np. w kilku przypadkach, że po opuszczeniu i wypisaniu się z serwisu, pozostają nadal na nim w różnych miejscach informacje, które nie są permanentnie wykasowane! Nie wiem, czy ten problem istnieje w NaszejKlasie, ale nie byłbym zdziwiony, gdyby tak było;

* ochrona przed pedofilią i przestępstwami na tle seksualnym (np. w 2007 roku serwis MySpace wykasował profile 29 tysięcy (!) użytkowników zidentyfikowanych jako osoby mające na koncie przestępstwa i poważne wykroczenia w dziedzinie obyczajowości)

* ochrona przed cyber-napastowaniem i mobbingiem (tzw. cyber-bullying). Zaczyna się to np. od obraźliwych komentarzy uczniów na temat nauczycieli i innych uczniów, a skończyć się może (były takie przypadki) próbami samobójczymi;

Jak na tym tle wypada Allegro, NaszaKlasa czy inne nasze rodzime serwisy? Nie wiem, ciekaw jestem, czy ktoś z Was dotarł do jakiegoś raportu na ten temat.

Tak czy owak, serwisy społecznościowe (i nie tylko) będą musiały lepiej niż teraz zabezpieczać prywatność internautów, dbając o dostarczanie dobrych, wiarygodnych i konkretnych danych swoim potencjalnym klientom - reklamodawcom.

Problem zachowania prywatności to dobry temat na osobny wątek. Wrócę do niego przy okazji.

wtorek, 27 maja 2008

Co dalej z Naszą Klasą czyli o serwisach społecznościowych ciąg dalszy

Serwisy społecznościowe (jeszcze) nie wymierają, ale ewoluują.

Lub powinny ewoluować, by znaczyć coś na rynku.

Jak podaje Ovum, główne anglojęzyczne serwisy tego typu są przewartościowane i w większości niedochodowe, a droga do wyjścia na plus wydłuża się.

Spowolnienie gospodarcze zwłaszcza w USA i groźba recesji nie tłumaczy z pewnością wszystkiego.

Jak udowodnili jednak twórcy NaszejKlasy, na tego typu serwisach nadal można zarobić - i to całkiem nieźle.

Czy nie jest to jednak przypadek? Uśmiech losu i szczęście?

Nawet jeśli sukces naszej klasy to efekt przemyślanej strategii oraz odważnych i mądrych decyzji, to i tak powastaje pytanie: jak długo i co dalej?

Zastanawiałem się nad tym ostatnio rozmawiając z operatorami telekomunikacyjnymi, którzy chcieliby zaistnieć jakoś w tym segmencie (i w ogóle w obszarze tzw. Web 2.0), wzbogacić ofertę zarówno swoją, jak i portali internetowych oraz budować strategię na przyszłość.

Na początek warto zdać sobie sprawę z tego, że reklama i sponsoring to ciągle kluczowe źródła dochodów portali internetowych. Na przykłąd, jak podaje eMarketer, w 2006 roku wydano w USA na reklamę on-line około 16,7 miliardów dolarów, z czego 1,7% wydano na serwisy społecznościowe (ok. 284 miliony). Szacuje się, że udział ten wzrośnie w przyszłości do 6,3%, co przy wzroście ogólnych wydatków na reklamę on-line powinno do 2010 dać kwotę blisko 2 milardów dolarów!

Niezła sumka! W czym tkwi więc problem?

Otóż, nic za darmo. Reklamodawcy przyjdą i zapłacą, o ile dostaną w zamian dobry, skrojony na miarę ich potrzeb produkt.

Stąd po pierwsze segmentacja - a jednocześnie globalizacja.

Świat mediów i reklamy nie jest jak wiadomo zainteresowany zwykłym życiem normalnych ludzi." Normalny" znaczy "banalny".

Wszystko dla wszystkich już nie działa. Serwis taki jak NaszaKlasa nie powinien zatem rozmieniać się na drobne i przede wszystkim dbać o swój określony, zdefiniowany profil.

Wśród ponad 11 milionów użytkowników tego serwisu są jednak ludzie o różnych gustach i potrzebach, dlatego trudno ich będzie zatrzymać na dłużej. Zapewne po krótszym lub dłuższym okresie fascynacji serwisem (u mnie trwało to dość krótko, u żony trwa nadal), gdy kontakty zostaną już nawiązane, pojawi się chęć spróbowania czegoś nowego i/lub poszukiwanie czegoś bardziej dostosowanego do indywidualnych preferencji.

Jedni na przykład zainteresowani są prostym serwisem, z pocztą elektroniczną i czatem, ewentualnie kilka zdjęć. Inni natomiast chętnie rozszerzyli by możliwości naszej klasy o multimedia, obsługę klipów wideo, muzyki, samodzielne kreowanie mash-up'owych dynamicznych profili osobistych itp. Jedni traktują serwis wyłącznie towarzysko, inni do sprzedaży lub robienia interesów.

NaszaKlasa + YouTube?
NaszaKlasa+Allegro?
Allegro+YouTube?

+Skype?

+mobilność i telefonia komórkowa?

To tylko hasłowe przykłady możliwych segmentacji i to pod jednym tylko kątem, powiedzmy w uproszczeniu technologicznym. Do tego dochodzi profilowanie socjologiczne, językowe, etniczne itp. Możliwości jest wiele.

Powstaje wiele nisz dla wielu graczy, biznes na serio i w mega skali wymaga jednak efektu skali - a zatem konsolidacji, partnerstwa, JV itp. Słowem: "Twój lokalny, globalny portal".


Po drugie - Informacja.

Nie wiem nawet czy nie po pierwsze - wygląda na to, że jest to być może najważniejsze wymaganie reklamodawców nie tylko on-line: znajomość swoich klientów, możliwość optymalnego wykreowania grupy docelowej i skutecznego dotarcia do niej przy minimalnych kosztach.

Reklamodawcy oczekują dogłębnej wiedzy o internautach odwiedzających portale i serwisy społecznościowe. Chcą znać ich zwyczaje, preferencje, jakie strony odwiedzają, gdzie zaglądają, na co klikają, jak długo tam pozostają. Jaki mają wiek, status społeczny i finansowy, ile wydają miesięcznie na to czy owo.... Wszystko może się przydać.

Niby to wszystko dla naszego dobra. By lepiej zaspokoić nasze potrzeby, by nie drażnić reklamą, która nic dla nas nie znaczy (bo nas nie dotyczy), by dostarczać rzetelnej i oczekiwanej informacji, itd., itp.

Tymczasem, zbieranie danych tego typu, to dramatyczne wejście w naszą prywatność, to Big Brother nowej generacji i na mega-skalę, to często naruszenie prawa lub nawet przestępstwo.

Co robić i jak sobie z tym problemem poradzić? O tym już następnym razem. Zapraszam.

(cdn)

wtorek, 20 maja 2008

NaszaKlasa - czy to początek końca?

NaszaKlasa ma już ponad 11 milionów użytkowników!

Imponujący sukces! Jak mogę w tym momencie w ogóle myśleć o schyłku tego serwisu?

Z paru powodów. Trochę pewnie dla przekory, trochę z wrodzonej niechęci do "podążania za stadem", a także dlatego, że świat serwisów społecznościowych się zmienia.

NaszKlasa to tylko hasło. Wpisem tym chciałbym zainicjować dyskusję o serwisach i usługach społecznościowych, zastanowić się nad ich potencjalną ewolucją oraz wpływem na nas i szeroko pojętą (tele)komunikację.

Spotykając się z wieloma klientami, ostatnio znacznie częściej gdzieś za granicą, niż w Polsce, rozmawiam często o przyszłości telekomunikacji, o sieciach i usługach nowej generacji, o wizji oraz praktycznych aspektach transformacji biznesowej i technicznej. W rozmowach tych często pojawia się hasło Web2.0, a w tym kontekście tematyka serwisów społecznościowych.

W jednym z kolejnych wpisów napisze więcej o fobiach, zagrożeniach, pomysłach i szansach, z którymi boryka się i przed którymi stoi branża telekomunikacyjna stawiając czoło wyzwaniom spod znaku Web2.0 (i ewoluując w kierunku Telco 2.0), na razie jednak zatrzymam sie na chwilę przy serwisach społecznościowych, będących kamieniem milowym w kształtowaniu się i rozwoju idei Web2.0.

Tam bowiem także zachodzą ciekawe zmiany!

Okazuje się, że następuje odwrót od takich serwisów, jak Facebook, czy MySpace. Te jedne z największych i najpopularniejszych anglojęzycznych serwisów społecznościowych zanotowały spadek liczby zarejestrowanych użytkowników o 5% każdy!

Niekoniecznie jest to początek ich końca (stąd też znak "?" w tytule), ale na pewno ważny sygnał, nad którym warto się zastanowić.

Przesyt?

Rzeczywiście, początkowy entuzjazm mamy już chyba za sobą. Widzę po sobie, że na naszą klasę zaglądam coraz rzadziej, choć po prostu dlatego, że nie mam czasu. Wielu znajomych nie ma tam konta "z przekory", nie wszyscy też chcą też ulegać społecznej presji - zwłaszcza, gdy nie wszystko im w życiu wyszło i nie bardzo mają czym - w ich przekonaniu - się pochwalić. Niektórzy - zwłaszcza młodzież i dzieci - mierzą swą popularność, a nawet osobistą wartość i samo satysfakcję przez ilość posiadanych wirtualnych znajomych. Nie wszyscy dają sobie z tym radę.

Z drugiej strony serwisy społecznościowe to doskonałe źródło informacji. Wielu z nas -komandosi z Afganistanu to nie jedyny, choć spektakularny przykład - beztrosko dzieli się informacjami, które wielu może wykorzystać niekoniecznie z ich przeznaczeniem. Coraz częściej dostrzegamy jednak zagrożenia wynikające z owego "wirtualnego ekshibicjonizmu" i zaczynamy się ich obawiać.

Ostatni z przykładów o jakim słyszałem, to wykorzystywanie informacji z naszej klasy przez pracodawców do zdobywania informacji o życiu prywatnym i zainteresowaniach (potencjalnych) pracowników.

Dostępność i ochrona informacji w cyberprzestrzeni to osobny temat na kolejne wpisy. Na razie zauważmy, że problem ten występuje i jesteśmy coraz bardziej świadomi jego konsekwencji.

Choć nadal niedostatecznie mocno.

Niektóre serwisy nie pomagają w ochronie danych osobowych. Na przykład wykazano, że nawet po wypisaniu się z serwisu Facebook, nie ma sposobu by skutecznie i trwale wymazać wszystkie zawarte tam osobiste informacje (ciekawe, jak to jest z naszą klasą, ktoś z Was wie?)
Bezpieczeństwo i ochrona prywatności to pierwsza sprawa, na którą serwisy społecznościowe powinny zwrócić większą uwagę. Oczywiście, to użytkownik powinien w pierwszym rzędzie dbać o to, jakie informacje i komu ujawnia, ale serwis powinien mu w tym aktywnie pomagać, a nie przeszkadzać.
Po drugie - segmentacja. Można oczekiwać, że w miejsce obecnych mega-serwisów typu wszystko dla wszystkich pojawiać się będą serwisy niszowe, dedykowane dla ściślej zdefiniowanych, konkretnie zainteresowanych grup użytkowników.

Wiele z nich - jak można się spodziewać - to będą społeczności zamknięte, do których dostęp możliwy będzie jedynie na zaproszenie.

Segmentacja to także szansa na zdobycie nowych grup użytkowników: przedstawicieli określonych zawodów, ekspertów, różnych grup demograficznych (np. próby dotarcia z ofertą przeznaczoną dla emerytów i ogólnie osób starszych) itp.

A wreszcie, "last but not least" konwergencja i nowe technologie, serwisy mobilne i nie tylko.

Zapraszam do dyskusji! (dla chętnych wątek MVNO nadal nie jest zamknięty, zmierzam jedynie do poruszenia kilku pozornie niezależnych, ale dających się zgrabnie połączyć, jak zobaczycie zresztą, tematów).

(cdn.)

czwartek, 8 maja 2008

Czy na MVNO mozna zarobić?

Po krótkowakacyjnej (tzn. długoweekendowej) przerwie, chciałbym zamknąć dziśiaj wątek MVNO (na razie przynajmniej), wpisem na tematy mniej techniczne, a bardziej biznesowe.

Coraz większa liczba graczy rozpoczynających działalność (lub mających takie plany) w charakterze komórkowych operatorów wirtualnych MVNO świadczyć może o tym, że odpowiedź na tytułowe pytanie jest pozytywna.

Operatorzy liczą zapewne na zyski z samej działalności operatorskiej MVNO, lub na większe i szybsze dochody ze swej zasadniczej działalności (Polsat sprzeda więcej dekoderów, Carrefour więcej bułek itp.). Być może spodziewają się kokosów i tu i tam.

Sądzę, że uruchomienie działalności tego typu poprzedzone jest starannymi wyliczeniami i mozolnie konstruowanymi biznes planami. Choć skala dotychczasowych "sukcesów" każe mi powątpiewać, czy pewne założenia i wyliczenia nie były aby nazbyt optymistyczne.

Być może przyda się zatem i Wam i im kilka wskazówek doświadczonych ekspertów - ludzi, którzy "siedzą" w biznesie MVNO od lat, którzy uruchamiali wiele projektów tego typu i dobrze wiedzą, o co tu chodzi.

Jednym z takich uznanych ekspertów jest David Grigg. Podzielę się kilkoma jego najważniejszymi spostrzeżeniami.

1. Pytanie tytułowe: Czy na MVNO można zarobić?

Odpowiedź jest prosta - oczywiście, ze tak!
David sugeruje, że przy realistycznych założeniach i dobrze zorganizowanym biznesie, można wyjść na plus już po 14-18 miesiącach, przy zainwestowanym w tym czasie kapitale rzędu 1 miliona dolarów (bez uwzględnienia kosztów związanych z uruchomieniem biznesu, administracją itp.).

Dobrze zainwestowany milion w MVNO może już po 3 latach przynieść 11 mln i więcej!

2. Na co należy uważać?

a/ Koszt uzyskania klienta (acquisition cost)
David podaje na podstawie własnych doświadczeń, , że może on sięgać od $20 do $200 za abonenta, ale nie powinien przekraczać $150.
Tak czy inaczej czynnik ten ma bardzo duży wpływ na biznes plan i powinien pozostawać pod ścisłą kontrolą.

b/ Odejścia (rotacja) abonentów, tzw. churn
Im bardziej lojalny, przywiązany do marki klient, tym lepiej. Poziom rotacji nie powinien idealnie przekraczać kilku procent, co wymaga od operatora sporego wysiłku i przemyślanych działań.
Wszelkie programy lojalnościowe służą temu celowi. Pomaga dobra, profesjonalna obsługa klienta, oraz maksymalne uproszczenie procesu doładowania karty - im proces ten jest bardziej zautomatyzowany, im klient mniej musi pamiętać i działań wykonać - tym lepiej.
Również wszelkiego rodzaju usługi premiowe, o wartości dodanej, pomagają budować zaufanie i przywiązanie klienta.

c/ Plany taryfowe
Mam wrażenie graniczące z pewnością, że skomplikowane plany taryfowe dają coś jedną ręką, by zdezorientowanemu klientowi odebrać z nawiązką drugą.
Tymczasem skomplikowane plany taryfowe mogą skutecznie zniechęcić abonentów - tak zresztą działają na mnie i widocznie nie jestem sam.
mobilking i inni operatorzy coraz częściej idą na szczęście w kierunku uproszczenia taryf.

d/ Zainteresowanie Wielkich Operatorów
Im mniej giganci rynku telefonii komórkowej zainteresowani są segmentem na karty (prepaid), tym lepiej dla operatorów MVNO. Ale zaczyna się to zmieniać i tendencja ta, o ile zdecydowanie się zaznaczy, może mieć trudne do przewidzenia, ale raczej zdecydowanie niekorzystne konsekwencje dla MVNO.

Znacznie więcej informacji na ten temat, plus kalkulatory biznesowe do własnego wykorzystania, znajdziecie na http://prepaid-press.com/mvnotools/.

Na tym kończę na razie wątki związane z MVNO, ale trzymamy rękę na pulsie i jak się coś ciekawego wydarzy, będziemy do tematu wracać.