Witam po dłuższej przerwie, spowodowanej... ciężką pracą po prostu! :-)
Zawsze jednak gdy pojawi się w moim zasięgu coś ciekawego, będziemy pisać.
Dziś informacja nie wiem, czy ciekawa, ale pozwoli Wam poznać mnie trochę - a w zasadzie moje "high-level" poglądy na ewolucję sieci nowej generacji.
Przy okazji V Forum Usług Szerokopasmowych, które odbyło się 19-20 listopada w Warszawie była okazja do dyskusji nie tylko o - jak to nieładnie niektórzy określają - "broadbandzie", ale także o sieciach telekomunikacyjnych nowej generacji, problemach związanych z inwestycjami w te sieci (wiadomo - globalny kryzys) oraz kierunkami ich ewolucji.
Przy tej okazji zostałem poproszony o wypowiedź do prasy branżowej i podzielenie się moimi poglądami. Dzielę się nimi też z Wami, z tradycyjnym pytaniem: A co Wy o tym wszystkim myślicie? Oto większe fragmenty wywiadu.
Co jest Twoim głównym przedmiotem zainteresowań?
Koncentruję się przede wszystkim na produktach i rozwiązaniach sieci nowej generacji, IMS. To tematyka zarówno techniczna, jak i biznesowa, związana z ewolucją i rozwojem rynku. Zajęcie bardzo ciekawe, choć czasem przypomina wróżenie z fusów, ponieważ rynek jest tak dynamiczny, że potrafi zaskoczyć również ekspertów.
Trudno mówić w szczegółach, co będzie się działo z telekomunikacją za lat pięć czy sześć, jednak na szczęście pewne trendy i zjawiska są przewidywalne. Nakreślenie trendów to jedna sprawa, a umieszczenie ich w czasie to następna trudność. Zajmuję się tą tematyką od wielu lat i pamiętam początek lat 2000, kiedy mówiłem klientom o tym, że dojście do sieci nowej generacji zajmie wiele czasu, a o pierwszych poważnych wdrożeniach będzie można mówić około 2010 roku. Takie spojrzenie było wtedy bardzo niepopularne i szło pod prąd hurra optymizmowi panującemu w świecie telekomunikacji. Okazało się jednak, że wszystko ma swój czas, a różne zawirowania, zarówno w świecie telekomunikacji, jak i w globalnym biznesie powodują, że rzeczywiste zaistnienie trendów musi znaleźć odpowiedni moment.
Jakie trendy możemy przewidzieć dziś w odniesieniu do dziedziny, którą się zajmujesz?
DB: Motorem nadchodzących zmian nie są już firmy telekomunikacyjne, one raczej reagują na tendencje rodzące się poza branżą, a główną siłą napędową jest dziś internet. Określa to sloganowe hasło Web 2.0, przez które rozumiem nie tylko wszelkie techniki i technologie związane z powstaniem Internetu nowej generacji, ale również fakt, że firmy do tej pory zorientowane na internet, takie jak Google, coraz głębiej wchodzą w rynek telekomunikacji, w obszar, który dotychczas zajmowały firmy typowo telekomunikacyjne.
Zaczęło się od darmowego VoIP-u, kiedy firmy takie jak Skype stały się bardzo popularne z ofertą telefonii głosowej, zwykle darmowej (lub postrzeganej jako darmowa), która była dobrą alternatywą dla płatnych połączeń telekomunikacyjnych. W ciągu minionych paru lat ta tendencja się pogłębiła, doszła cała filozofia Web 2.0 związana z serwisami społecznościowymi, czyli z innym postrzeganiem tego, jak się komunikujemy.
Spektakularny sukces serwisu nasza-klasa, a wcześniej wielki oddźwięk podobnych serwisów na zachodzie, takich jak MySpace, Facebook, YouTube, doskonale pokazał jak duże jest na nie zapotrzebowanie, jak ludzie chętnie i masowo głosują za nimi swoją aktywnością i zapisywaniem się do grup społecznościowych. Skoro ludziom ta forma tak odpowiada, to również telekomunikacja musiała znaleźć się w tym świecie.
Z czego miałoby wynikać zagrożenie dla tradycyjnych operatorów?
DB: Usługi świadczone drogą internetową w bardzo łatwy sposób mogą uwzględnić te rodzaje łączności, które do tej pory były zarezerwowane dla operatorów telekomunikacyjnych. Jeżeli jest stworzona grupa społecznościowa, na przykład w naszej-klasie, to tylko jeden krok dzieli operatorów tej usługi od świadczenia usługi telefonicznej w postaci VoIP dla tej społeczności, od tego z kolei jest tylko krok do wzbogacenia tej usługi o różnego rodzaju inne formy komunikowania się. Wspomnę, że już teraz 30% łączności VoIP-owej realizowanej przez Skype’a to komunikacja wideo.
W ten sposób od serwisów społecznościowych budujemy taki łańcuszek zależności, a od internetu bardzo łatwo jest przejść na grunt telekomunikacyjny. Krok po kroku operatorzy internetowi zjadają ten tort, który do tej pory zarezerwowany był dla tradycyjnych operatorów telekomunikacyjnych.
Jak wobec tego będzie wyglądała branża operatorów – jakiego zróżnicowania możemy się spodziewać?
DB: Zanika tradycyjny podział miedzy operatorami, a tworzą się nowe podziały. Najważniejszym wyróżnikiem operatora będzie nie technologia ani też obszar geograficzny, ale rodzaj świadczonej usługi – czy będą to usługi natury podstawowej, czy może z wartością dodaną, a więc integrujące głos z innymi elementami, na przykład z usługą lokalizacyjną, usługą presence services, czyli sposobu dostępności w sieci.
Mogą to być też usługi związane z treścią czy w końcu usługi bardzo niszowe, zorientowane na konkretną społeczność. Dystans stanie się bez znaczenia, nie będzie już ważne czy połączenie jest lokalne czy międzynarodowe ani też, w jaki sposób ta łączność jest realizowana: czy przez telefon stacjonarny, czy przez komputer i VoIP, czy przez komórkę. A odbiorcy zaczną postrzegać te środki komunikacji jako coś naturalnego, coś, co im się należy.
Będzie oczywiste, że aby istnieć na rynku trzeba będzie świadczyć usługi i dla telefonu stacjonarnego, i dla komórkowego. Do tego dojdzie jeszcze telewizja, bo dlaczego nie? Telewizor nie musi być tylko jednokierunkowym narzędziem odbioru treści, może stać się dwukierunkowym medium komunikacyjnym, tak samo jak telefon komórkowy, stacjonarny i komputer. To jest właśnie filozofia 3 screen, o której głośno ostatnio, gdzie jeden ekran to ekran telefonu komórkowego, drugi to ekran komputera, a trzeci – telewizora.
Czy operatorzy telekomunikacyjni, znając taką wizję przyszłości, podejmują już konkretne działania dla wzmocnienia swojej pozycji?
DB: Oczywiście ta świadomość istnieje, natomiast do niedawna nie było pełnej jasności, co zrobić, żeby tej wizji sprostać i odpowiednio zareagować. Od dłuższego czasu mówi się, że sieci nowej generacji w oparciu o architekturę IMS, czyli IP Multimedia Subsystem, są odpowiedzią na to wyzwanie i, że ich infrastruktura umożliwi operatorom realizowanie usług w sposób elastyczny i dopasowany do potrzeb odbiorców.
Przez kilka lat osiągnięto wiele w rozwoju tego standardu, dopracowano go i rozwiązano wiele problemów. Od deklaracji i idei można było więc przejść do realizacji. Musimy jednak zdawać sobie sprawę, że dla operatorów telekomunikacyjnych IMS jest wyzwaniem potrójnym. To rewolucja technologiczna, ale i organizacyjna, a najtrudniejsza jest przemiana mentalna.
Struktury organizacyjne firm będą musiały ulec przeorganizowaniu zgodnie z nowym modelem. Zmiany w myśleniu o sieci, usługach i klientach będą z kolei wymagały nowej wiedzy i podejścia. Model zorientowany centralowo musi zostać zastąpiony modelem telekomunikacji zorientowanej internetowo. Wszystko to jest trudne, skomplikowane i czasochłonne. Rokiem przełomowym jest rok 2008. Mamy pierwsze masowe inwestycje telekomunikacyjne w oparciu o sieci IMS i potwierdza się, że IMS jest skutecznym sposobem na to, żeby operatorzy telekomunikacyjni mogli odpowiedzieć na nowe wyzwania, a nawet je uprzedzić kontratakując.
Czy taka terminologia wojenna ma uzasadnienie?
DB: To jest w pewnym sensie wojna telekomunikacyjna, bo jest o co walczyć. Jeszcze dziś klient łączy się z siecią telekomunikacyjną i korzysta z aplikacji tradycyjnego swojego operatora, realizując odpowiednie połączenie, czy to rozmowę, czy SMS-a albo sesję wideo. W nowym modelu telekomunikacji tradycyjny operator może zostać sprowadzony do samej „hydrauliki”, czyli zestawiania połączenia z punktu A do punktu B, natomiast aplikacja, a więc usługi zwane dotąd „abonenckimi”, będą zapewniane przez firmy nazywane z angielskiego over the top players, takie jak Google, ale i dziesiątki mniejszych.
To ci dostawcy działający „poza siecią” zapewnią całą logikę i usługi, i to oni zgarną pieniądze. Przed tym musimy się uchronić a także widzieć w tych trendach swoją szansę.
Jeżeli nasi klienci nie zarabiają to i my, dostawcy, nie zarabiamy. Chcąc spowodować, żeby te pieniądze zostały u naszych klientów, musimy im zapewnić taką architekturę sieci i takie rozwiązania techniczne i biznesowe, aby oni mogli realizować usługi porównywalne lub lepsze od tych, które są świadczone w technologiach internetowych.
Podziwiając sukces naszej klasy czy YouTube musimy dać naszym klientom narzędzia, które pozwolą im osiągnąć taki sam sukces rynkowy – albo i większy.
Trzeba też pamiętać, że operatorzy tradycyjni są w znakomitej sytuacji, gdyż przez długie lata obsługiwania masy abonentów, zgromadzili ogromną wiedzę i mogą wykorzystać ją lepiej niż dostawca internetowy, który dopiero zbiera informacje i analizuje co interesuje danego użytkownika, aby pod to podłożyć profilowane reklamy i usługi. Wiedza operatora o tym, w jaki sposób, z kim i jak często komunikujemy się pozostawała u operatora najczęściej w systemach billingowych, ale nigdy nie była wykorzystywana biznesowo, nie była profilowana pod kątem indywidualnego użytkownika. Rozumiejąc potrzeby i obawy naszych klientów, oferujemy im zarówno rozwiązania techniczne, jak i pewne pomysły biznesowe, dzięki czemu możliwe będzie odejście od modelu świadczenia takiej samej usługi dla wszystkich, w kierunku usług indywidualnych, zgodnie z hasłem „milion usług dla miliona abonentów".
Jak perswadować w ulotce wyborczej (2)
14 lat temu